Na wakacje do Indii wyjeżdżałam naładowana energią i entuzjazmem. Byłam wtedy świeżo po konferencji „Ja, prawniczka” zorganizowanej pod koniec października przez Fundację Woman in Law i Forbes Woman. Choć znalazłam się w gronie panelistek, przede wszystkim byłam tam aktywną słuchaczką. Zarówno wystąpienia, jak i pozytywny „vibe” towarzyszący całemu wydarzeniu, okazały się dla mnie bardzo inspirujące. Z reguły na urlopie staram się nie myśleć o sprawach zawodowych, lecz tym razem temat kobiet w branży prawniczej nie opuszczał mojej głowy.
Dlatego kiedy w trakcie jednej z wieczornych rozmów w Mumbaju usłyszałam o pewnej indyjskiej prawniczce, nie mogłam się powstrzymać. Musiałam nawiązać z nią kontakt.
Chociaż tematem konwersacji wcale nie był jej zawód, od razu zwróciłam uwagę właśnie na tę kwestię. Pomyślałam wtedy, że chciałabym ją zapytać, jak to jest być prawniczką w Indiach, by móc skonfrontować to z moją wiedzą i doświadczeniem na temat bycia prawniczką tutaj, w Polsce.
Udało się – M. (tak będę ją tytułowała w poście[1]) zgodziła się ze mną porozmawiać. Mimo że dzieliły nas już wtedy tysiące kilometrów, a także cała masa innych rzeczy – narodowość, wiek czy środowisko, w jakim pracujemy – to niesamowite, jak wiele okazało się nas przy tym łączyć.
Zapraszam Was do wspólnej podróży.
Zacznijmy od spraw ogólnych – czy ścieżka do zawodu prawniczego w Polsce i w Indiach jest podobna?
Oczywiście podstawą są studia prawnicze, jednak już tutaj napotykamy pierwszą różnicę. Polega ona na możliwości wyboru, którego dokonuje się po ukończeniu 12-go stopnia edukacji (a więc około 17-go / 18-go roku życia) i zdaniu egzaminu wstępnego. Studenci mogą zdecydować się od razu na pięcioletnie studia prawnicze lub wybrać inny kierunek i dopiero po jego ukończeniu odbyć trzyletni kurs prawniczy.
Nie zawsze tak było – kiedy M. kończyła szkołę, pierwsza opcja nie była jeszcze dostępna.
Kolejna różnica to sposób kształcenia. W Indiach powszechne jest coś, czego moim zdaniem w Polsce bardzo brakuje – regularne treningi zwane moot courts, które polegają na symulacji udziału w prawdziwej rozprawie sądowej. Sama doświadczyłam tego dopiero na V roku studiów i nie był to nawet ich obowiązkowy element. Dla mnie natomiast było to bezcenne, na pewno jedno z najważniejszych doświadczeń w trakcie całej prawniczej edukacji[2].
A co z aplikacją?
Tutaj napotykamy kolejną różnicę – żeby przystąpić do egzaminu zawodowego, nie trzeba wcześniej odbywać wybranej aplikacji. Sam egzamin, jak powiedziała mi M., nie jest też takim wyzwaniem, z jakim mierzymy się w Polsce. Stanowi raczej sprawdzian podstawowej wiedzy o prawie, do którego przystępuje ogromna większość, nawet około 90% studentów.
Prawdziwe schody zaczynają się dopiero później.
Po zdanym egzaminie, tak jak i u nas, trzeba zdecydować, co dalej. Niektórzy wybierają praktykowanie prawa występując przed sądem, inni – egzaminy sędziowskie lub zupełnie odmienną ścieżkę zawodową. Choć z pozoru łatwy egzamin sugeruje równie łatwy dostęp do zawodu dla wszystkich, trudności są w istocie ogromne.
Być może nie będzie zaskoczeniem, gdy napiszę, że dla kobiet szczególnie.
Ja jednak byłam w totalnym szoku, kiedy M. powiedziała: „Obecnie tylko około 15% prawników reprezentujących klientów przed sądami w Indiach to kobiety. Przed niektórymi sądami ten odsetek wynosi nawet tylko 10%.”
Spodziewałam się różnych trudności, ale ten niewielki odsetek naprawdę wprawił mnie w osłupienie. Pomyślałam wtedy: to może z tym rynkiem prawniczym w Polsce nie jest aż tak źle?
Kiedy zaczęłyśmy zgłębiać powody tej sytuacji, lista problemów zabrzmiała jednak znajomo.
Usłyszałam o ogromnych trudnościach w pogodzeniu pracy praktykującej prawniczki z innymi sferami życia. Żeby dopilnować spraw, trzeba spędzić cały dzień na sądowych korytarzach, a wieczory poświęcić na pisanie pism i naukę praktyki od starszych prawników. Ta ostatnia jest niezbędna, żeby móc wyrobić sobie własną markę. Czas na hobby czy rodzinę? Niekoniecznie.
No właśnie, rodzina. Stereotyp, że to kobieta powinna zadbać o dom i dzieci nie brzmi egzotycznie – znamy go doskonale także z rodzimego podwórka. Uwagi na temat spędzania czasu w sądach, kosztem opieki nad „domowym ogniskiem”, padają chyba w większości języków na całym świecie.
Kiedy jednak prawniczka zdecyduje się na macierzyństwo, sędziów nie będą zbytnio obchodziły wynikające z tego komplikacje. Przełożenie rozprawy z powodu pobytu pełnomocniczki w szpitalu? Raczej nie uznają tego za uzasadniony powód. Nie mówiąc już o pobycie na urlopie macierzyńskim. Terminy lecą, posiedzenia się odbywają.
Jeśli jednak zdecydujesz się na tak wyznaczonej rozprawie pojawić, możesz dostać pytanie, czy aby na pewno dobrze się czujesz i czy to w ogóle jest Twoje miejsce.
„Prawo to branża bardzo zdominowana przez mężczyzn”.
Jak powiedziała mi M., atmosfera panująca na sądowych korytarzach nie jest ani sprzyjająca, ani zachęcająca. W prowadzeniu spraw – zwłaszcza tych lukratywnych – dominują męskie lobby, które bardzo często mają za sobą wieloletnie tradycje rodzinne w praktykowaniu prawa.
Niestety to utrwala stereotypy także wśród klientów. Wciąż o wiele bardziej ufają oni prawnikom niż prawniczkom, dlatego gdy na szali znajdą się ich pieniądze lub inne ważne interesy – z całą pewnością powierzą je mężczyźnie.
A jeśli już zdecydują się na kobietę, to najpewniej za tę samą pracę zapłacą… o wiele mniej. Wydany przez Światowe Forum Ekonomiczne raport Global Gender Gap Report 2022 plasuje Indie na 135 miejscu spośród 146 krajów pod względem zapewnienia równości płac. Polska też nie jest w czołówce – zajmuje miejsce 77[3].
Mur trudny do przebicia.
M. ocenia, że na rewolucyjne zmiany będziemy musieli jeszcze poczekać około 20, może 30 lat. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nie zaczęły się one dokonywać.
Wręcz przeciwnie, młodsze pokolenie wkraczające na rynek prawniczy wydaje się bardziej pewne siebie i odważne w działaniu. Młodsze prawniczki nie przejmują się już tak bardzo posiadaniem łatki „agresywnej” kobiety, której trzeba się bać, bo zna swoje prawa. Znają je, więc mogą podejmować walkę z uprzedzeniami i dyskryminacją. Niestety, najczęściej jest to walka nierówna.
Młode pokolenie prawników i prawniczek w Indiach jest równie zainteresowane technologią i otwarte na jej wykorzystanie.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała o ten aspekt. Wykorzystanie technologii w branży prawniczej w Indiach przyspieszyło dzięki pandemii – zwłaszcza młodzi praktycy preferują konferencje online zamiast ciągłej obecności w sądzie.
Ale w tym obszarze wiele działo się jeszcze przed pandemią. Już od 2013 roku Indie korzystają z systemu e-Courts[4], który pozwala na zarządzanie sprawami, śledzenie ich statusu, wgląd do dokumentów – także archiwalnych. Jak mówi M., to ogromna pomoc w codziennej pracy prawników i prawniczek, ale też w życiu obywateli, których sprawy dotyczą. Można na przykład podejrzeć, czy nasz pełnomocnik rzeczywiście stawił się na posiedzeniu, czy tylko nas za nie zafakturował. 😉 Myślę, że takiego ujednoliconego, sprawnie działającego systemu możemy Indiom pozazdrościć.
A zatem: bycie prawniczką w Indiach i w Polsce to faktycznie dwa różne światy?
To jasne, że każdy kraj ma swoją specyfikę, dlatego bycie prawniczką w Indiach z całą pewnością różni się pod wieloma względami od bycia prawniczką w Polsce.
Okazuje się jednak, że możesz połączyć się online z kobietą, której nigdy wcześniej nie spotkałaś i o której nic nie wiesz, by spędzić godzinę w poczuciu ogromnego zrozumienia i wzajemnej znajomości problemów, jakie dostrzegacie lub napotykacie. W efekcie widzicie znacznie więcej podobieństw, niż różnic.
Tak było ze mną i M. Myślę, że uświadomiło to nam obu, jak wielka jest potrzeba działania i jak wiele da się w istocie zdziałać. Bo skoro mimo odległości, jaka nas dzieli, mierzymy się z podobnymi problemami i wyzwaniami, można śmiało założyć, że nasze dwa kraje nie są jedynymi, w których kobiety się z owymi problemami mierzą.
Na konferencji „Ja, prawniczka” Magda Dziewguć[5] powiedziała, że kobieta przegrywa wtedy, kiedy jest sama. Nie bądźmy same. Jest nas cały Świat.
[ English version of the post available here ]
[1] Zgodnie z życzeniem M. pozostanie anonimowa.
[2] W 2014 roku jako reprezentantka Uniwersytetu Jagiellońskiego wraz z drużyną zdobyłam mistrzostwo Polski w Philip C. Jessup International Law Moot Court. Reprezentowaliśmy Polskę na rundach międzynarodowych w Waszyngtonie. Na rundach krajowych zdobyłam też nagrodę indywidualną Drugiego Najlepszego Mówcy.
[3] https://www.weforum.org/reports/global-gender-gap-report-2022/
[4] https://ecourts.gov.in/ecourts_home/static/about-us.php
[5] Magda Dziewguć jest prawniczką z wykształcenia, aktualnie zajmuje stanowisko Country Director w Google Cloud Poland Sp. z o.o. Prowadzi profil na Instagramie mama_pracuje_bo_lubi