Od maja minęło już kilka miesięcy, a ja dopiero teraz znajduję moment na spokojne przemyślenia i podsumowania. Ilość emocji, wręcz euforii, odczuwanej bezpośrednio po legal LUBLINnovation, nie pozwoliła na pewno na spokój, a później potrzeba było jednak nieco oddechu. Mamy więc w końcu złapany dystans – zabierzmy się do wspominania.
legal LUBLINnovation 2024
Zanim przejdę do moich osobistych przemyśleń, chcę krótko przypomnieć, a dla osób, które wcześniej nie słyszały o tym wydarzeniu – przedstawić legal LUBLINnovation.
To koncepcja, która zrodziła się w dwóch głowach – mojej i mojego męża. Mojej, czyli osoby ciągle poszukującej swojej drogi w prawniczym świecie, do którego od początku nie czuła się całkiem przystosowana. I mojego męża, czyli tego, który zauważył moją ekscytację ze współpracy ze społecznością Legal Creatives, z udziału w Legal Design Summit w Helsinkach, czy wreszcie ze zmiany profilu zawodowego na jeszcze mocniej związany z innowacjami i projektowaniem w świecie prawa. I który zaproponował, żebyśmy wspólnie coś stworzyli, bazując na moim doświadczeniu w branży prawniczej i jego doświadczeniu w biznesie i organizacji różnych wydarzeń.
Zależało nam na stworzeniu otwartej, przyjaznej przestrzeni, w której osoby zafascynowane, czy też po prostu zaciekawione innowacyjnym podejściem do prawa będą mogły się spotkać i wzajemnie zainspirować.
Innowacje rozumieliśmy przy tym bardzo szeroko – nie tylko technologicznie, ale też jako odwagę do zmiany dotychczasowych schematów myślenia i działania, czy wybór alternatywnej ścieżki kariery. Nie oznacza to, że technologię zostawiliśmy na marginesie – wręcz przeciwnie, jednym z założeń naszej konferencji było stworzenie przestrzeni, w której twórcy rozwiązań technologicznych dla branży prawniczej będą mogli je zaprezentować i spotkać się z potencjalnymi odbiorcami. Takiej przestrzeni dotychczas w Polsce nie było.
To wszystko zdarzyło się w maju tego roku, w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.
Wydarzenie, to Ludzie
Brzmi jak banał? Być może, ale dla mnie to banał najprawdziwszy. Otwierając konferencję ze sceny klubu muzycznego w CSK nie kłamałam – naprawdę czułam się jak we śnie, a dobrego snu mi w tamtym czasie mocno brakowało. Przed sobą widziałam ogromną grupę osób, które uśmiechały się, były zaciekawione, emanowały otwartością i pozytywną energią. Nie wiem czym tak naprawdę ta „pozytywna energia” jest, ale wiem, że 23 i 24 maja właśnie ona rozpierała lubelskie CSK.
Gdybym miała napisać o każdym wysłuchanym wystąpieniu, dyskusji, dobrym słowie, inspirującym pomyśle, czy krytycznej myśli, powstałaby książka, nie blogowy wpis. Z resztą to, co działo się w trakcie wydarzenia, to byłaby tylko część opowieści o ludziach z nim związanych. Jak to krótko podsumować? Jest to trudne, ale zamknę to w dwóch zdaniach: warto wierzyć swojej intuicji. Ona doskonale podpowiada, komu warto zaufać i przed kim się otworzyć, a kiedy lepiej umknąć i się wycofać.
Niech to nie będzie jeszcze podsumowaniem posta, ale podsumowaniem tego wątku: Dziękuję Wam Wszystkim, każdej i każdemu z osobna, za to, że byliście i JAK byliście. Na tym skończę, zanim zacznę się rozklejać.
O czym chcemy rozmawiać?
Krok wstecz. Zanim o czym, to warto napisać, że my po prostu bardzo, bardzo chcemy, potrzebujemy spotykać się i rozmawiać! To czułam najmocniej podczas i po konferencji. Mam wrażenie, że absolutnie każdemu mogłam poświęcić za mało czasu, z niektórymi osobami nie miałam szansy zamienić ani słowa, i jest to nie do odżałowania.
Nie mam zatem wątpliwości co do tego, że potrzebujemy stacjonarnych konferencji, które dają nam przestrzeń do rozmów.
A o czym?
Być może to moje osobiste skrzywienie, ale mam wrażenie, że podczas tegorocznego legal LUBLINnovation wśród tematów królował legal design. Energia, z jaką Tessa Manuello otworzyła konferencję, chyba od razu nadała jej ton. Podobnie z resztą warsztaty o tematyce legal design prowadzone przez Annę Posthumus-Meyes oraz legalny design – Agatę Tokarską, Jana Łój i Dorotę Węgrzyńską-Jarzabek, podczas których w ruch poszły kolorowe karteczki, markery i naklejki, a dyskusje były tak gorące, że trwały jeszcze długo po zakończeniu zajęć.
Z rozmów podczas wydarzenia i późniejszych informacji zwrotnych odniosłam wrażenie, że to właśnie projektowanie w świecie prawa i kreatywność w naszej branży wzbudziły najwięcej emocji. Co ciekawe – zarówno u osób, których przygoda z legal designem trwa już od lat, jak i tych, które dopiero poznają ten temat. Nie muszę oczywiście dodawać, że to miód na mojej serce.
Jak chcemy rozmawiać?
Otwarcie i konkretnie.
Właściwie na tych dwóch słowach mogłabym skończyć, ale nieco się rozwinę.
Otwarcie – bo nie chcemy masek, stereotypowych zachowań, konwenansów. Utarte schematy chcemy zostawić za sobą, a ze sobą być po prostu – po ludzku. Chcemy słuchać o swoich prawdziwych doświadczeniach. Chcemy wiedzieć, gdzie i jak komuś się udało, a gdzie zabolało – i starać się to zrozumieć.
Konkretnie – bo nie zadowalają nas już ogólniki i pływanie po powierzchni. Z własnego doświadczenia i licznych rozmów wiem, że największą wartość mają dla nas te wystąpienia i dyskusje, podczas których naprawdę mogliśmy dowiedzieć się o konkretnych doświadczeniach, sposobach rozwiązania konkretnych problemów, zrealizowanych pomysłach. Wszystko, co jest opowiadaniem na zbyt ogólnym poziomie, może wzbudzić chęć oderwania się od sceny i sięgnięcia po telefon komórkowy. A tego nie chcemy ani jako organizatorzy, ani jako uczestnicy.
Moje ulubione przykłady, to Iwona Jaroszewska-Ignatowska i Magda Góralska, nie szczędzące soczystych przykładów ze swojego życia zawodowego w panelu dyskusyjnym o legal designie w relacjach b2b. To Maciej Kacymirow, który otwarcie mówi – „nie znam odpowiedzi na to pytanie” i niemal kończy na tym prezentację o sztucznej inteligencji. To Raquel García, która opowiada o konkretnych, zrealizowanych projektach technologicznych. To wreszcie Marcelina Szwed-Ziemichód i Monika Dudziak, które podczas warsztatów z social media dzielą się tyloma dobrymi praktykami, że zaginają czasoprzestrzeń i spędzają z uczestnikami o wiele więcej czasu niż zaplanowały – a oni bynajmniej nie próbują uciekać z sali.
Gorzko, gorzko
Zbyt cukierkowo?
Musicie wiedzieć, że ogromną większość moich wspomnień i refleksji o legal LUBLINnovation można zamknąć w słowach: radość, duma, euforia, inspiracja i wdzięczność.
Ale jeśli byliście ze mną podczas zamknięcia konferencji, być może pamiętacie głębokie „ufff”, które nie wyreżyserowane wydobyło się wprost z mojej piersi 😉 Tak, to że pierwsza edycja legal LUBLINnovation dobiegła końca przyniosło mi też ogromną ulgę.
Od czego?
Od ogromu obowiązków, które w przeważającej mierze wzięły na siebie dwie osoby. Od presji perfekcjonizmu, którą sama sobie narzuciłam. Od grania niezliczonej ilości ról – od merytorycznego mózgu operacji, przez twórczynię komunikacji, prowadzącą i mówczynię, po rozstawiającą krzesła i rozklejającą wskaźniki. Uwaga: to nie skargi – to otwartość i konkret, których sama oczekuję, więc też sama je Wam daję.
Jeśli więc zapytacie mnie: czy to łatwe? Odpowiem – absolutnie nie. Szczerze? To piekielnie trudne.
Ale jeśli zaraz za tym zapytacie: Czy mimo to warto? Absolutnie TAK! Nie żałuję żadnej minuty i żadnej wylanej kropli potu i łez 😉
„Nie żałuję” nie oznacza przy tym, że wszystko zrobiłabym tak samo. Oczywiście, że z perspektywy czasu oraz informacji zwrotnych widzę, co mogłam inaczej. Ale to nie są tematy do rozpamiętywania, tylko do wzięcia pod uwagę w przyszłości.
Do brzegu (radości)
Nie oszukujmy się – decydując się na organizację legal LUBLINnovation miałam ogromną nadzieję, że po pierwsze – przyjmiecie moje zaproszenie (zarówno do wystąpień, jak i do uczestnictwa), a po drugie – że będziecie się u nas czuć dobrze i będzie zadowoleni z tego, że przyjechaliście do Lublina.
Ilość pozytywnych słów, postów w social mediach, informacji zwrotnych, które otrzymaliśmy przeróżnymi kanałami, kompletnie przerosła nasze oczekiwania. Wow, wow i jeszcze raz wow. Wdzięczność i wzruszenie. Wychodzi na to, że wszystko na „w”.
Cieszę się.
Cieszę się, że byliście z nami, cieszę się, ze to razem zrobiliśmy.
Cieszę się, że wydarzyło się to w moim rodzinnym mieście, do którego wróciłam po kilkunastu latach i na którego rozwoju bardzo mi zależy.
Cieszę się na przyszłość legal LUBLINnovation.
Autorem zdjęć jest Marcin Wlizło