Out-law
to nazwa wybrana świadomie, chociaż słowo, od którego pochodzi, nie kojarzy się zwykle z osobą będącą z wykształcenia i z zawodu prawnikiem1. Może budzić kontrowersje, a nawet być oceniane jako forma prowokacji. Ale blog to przestrzeń internetowa. To przestrzeń moja, ale też taka, do której każdy może wejść, rozgościć się i wyrazić o niej własną opinię. Interpretacja nazwy niech pozostanie zatem kwestią otwartą. Dla mnie w każdym razie prawdziwe są oba jej człony. Każdy z nich doprowadził mnie do tego, że tu jestem i że powstał ten post.
Zacznijmy od końca.
LAW – to część, która wywołuje we mnie wiele sprzeczności, bo jednocześnie zawiera w sobie obszary, z którymi jestem od dawna związana, i od których nie mogę (nie chcę?) się uwolnić; które mnie przy tej materii trzymają i fascynują. Z drugiej jednak strony jestem też bardzo OUT. Nigdy nie mogłam się odnaleźć w tradycyjnym prawniczym świecie. Nigdy tak naprawdę nie poczułam, że do niego należę (dla zobrazowania: poważnie rozważałam nazwę bloga niemówdomniemecenasie). Długo też szukałam dziedziny, która mnie szczerze porwie i naprawdę zainteresuje. Miotałam się więc między tematami i z (pozytywną) zazdrością patrzyłam na kolegów i koleżanki, którzy z pełną pasją oddawali się swojej wybranej specjalizacji. Dużo łatwiej było mi zdefiniować to, czego robić nie chcę (żegnajcie spory, szukanie kruczków na wykończenie drugiej strony i sztywne procedury – to nie ja), niż odnaleźć coś, co mnie bez reszty pochłonie.
Ale stało się.
Pochłonęło. I tak docieramy do świata technologii – jakkolwiek chcecie go zdefiniować. Ja na tworzenie definicji się nie odważę, bo to dla mnie temat wciąż otwarty. To nieskończoność dziedzin i aspektów, jakie można badać i poznawać. To na pewno nie tylko tak zwana „branża IT”. Dla mnie to też nie tylko prawne aspekty technologii, chociaż to z nimi jak dotąd spotykałam się dotychczas najczęściej. To medycyna, środowisko, biznes. To wreszcie nasza codzienność – smarfton w kieszeni i krążący po mieszkaniu odkurzacz.
I to właśnie ten ogrom jest zarówno piękny, jak i przerażający zarazem.
Czy po tym wstępie trudno ocenić, czego właściwie można się w tej przestrzeni spodziewać?
Zapewne. Nie ułatwię Wam tego. Mimo zawartego w nazwie LAW, nie będzie to typowy prawniczy blog ekspercki. Mimo OUT, nie jest to deklaracja odcięcia się od tematów i aspektów związanych z prawem. Żadnego zadeklarowanego TECH ani IT również w nazwie nie znajdziecie. Nie ukrywam, że dla mnie będzie to przestrzeń poszukiwań, w której ja sama też będę nadal siebie szukać. I to jest też mój sposób na te poszukiwania. Uprzedzam, że może się tu pojawiać zdecydowanie więcej pytań niż odpowiedzi. Więcej wątpliwości niż wyrażanych w zdecydowany sposób poglądów. To podjęcie próby wymknięcia się definicjom zamiast tworzenia nowych.
Jeżeli chcecie poszukiwać razem ze mną – cieszę się i zapraszam.
Witajcie w OUT-LAW.
Do źródła –
„outlaw” według definicji Cambridge Dictionary: “(especially in the past) a person who has broken the law and who lives separately from the other parts of society because they want to escape legal punishment” – zatem w wolnym tłumaczeniu, to banita i wygnaniec. Link:https://dictionary.cambridge.org/dictionary/english/outlaw
Zdjęcie umieszczone nad postem – mojego autorstwa, wykonane w kawiarni Cytat w Krakowie.